O polityce, społeczeństwie i gospodarce...

O polityce, społeczeństwie, gospodarce i ludzkiej duszy...

"Wśród ludzi rozpowszechnił się głupi zwyczaj mówienia o ortodoksji jako o czymś ciężkim, nudnym i bezpiecznym. A przecież nigdy nie istniało nic bardziej niebezpiecznego i podniecającego niż ortodoksja" G. K. Chesterton

piątek, 3 lutego 2012

Ług farbiarza

Wydawało mu się, że jest twardy… W jego mniemaniu te dwadzieścia lat życia, które przeżył, obfitowały w wydarzenia hartujące ducha i dające dobrą szkołę. Świetnie sprawdzał się na szlaku, mało kto był w stanie dorównać mu kroku. Bez problemu znosił największe wyzwania, wymagające sprawności ale także wytrwałości i samozaparcia. Bez żadnych oporów brał na siebie odpowiedzialność za innych, troszcząc się o każdego, na swój, dość surowy sposób. Gdy kto inny popełnił błąd chętnie brał to na siebie. Nie potrafił chyba okazywać swojej odwagi zbyt ostentacyjnie, dlatego, może nie do końca w sposób wykalkulowany, okazywał ją, biorąc innych w obronę. Później zawsze czuł, że postąpił właściwie.

Wydawało mu się, że nauczył się kochać. Poświęcał się dla innych, chętnie się dzielił tym co najbardziej cenił: swoimi umiejętnościami, doświadczeniem i swoim czasem. Nauczył się, że to co chce zachować dla siebie – traci, a to co daje innym wraca do niego w sposób często zwielokrotniony, w najmniej spodziewanych momentach. Dotychczas jednak zawsze robił coś z przekonaniem. Wydawało mu się, że żegluje po bezkresnym oceanie, a tymczasem dryfował po dużym, co prawda ale jednak akwenie zamkniętym. Robił dla innych to co lubił robić. Pomagał innym bo lubił to robić.

Ale najtrudniej jest kochać , gdy nie masz żadnej pewności, że Twoje czyny odniosą jakikolwiek skutek, że spotkają się z jakimkolwiek przejawem wdzięczności albo innego rodzaju "wynagrodzenia". Są, na przykład, takie sytuacje, które zazwyczaj są dla ciebie nowym doświadczeniem, pozwalają ci się jakoś realizować, rozwijać... Tym razem wiedział, że nie może na nic liczyć jak nigdy wcześniej. Wiedział, że musi się jak gdyby cofnąć o kilka etapów wstecz. Nie miał żadnych złudzeń, że robiąc to się rozwija, wręcz przeciwnie. Nie otrzymywał żadnej reakcji zwrotnej, w zasadzie nie mógł na nią liczyć ale mimo to dawał i trwał. Czasem otrzymywał reakcję odwrotną, mimo to wciąż dawał. Może tliła się gdzieś tam nadzieja, jak u marynarzy Kolumba, którzy płynęli odkryć nową drogę do Indii ale równie dobrze mogliby dopłynąć do końca świata i runąć z okrętami w bezdenną przepaść.

A później ze zdumieniem zaczął odkrywać, że uczy się pewnych rzeczy jak gdyby od początku, jak by już kiedyś to umiał ale bardzo dawno temu. A może nawet nigdy tego nie umiał? Był to ten punkt zaznaczony krzyżykiem na starej, pożółkłej i poprzecieranej mapie, który oznacza miejsce zakopania skarbu. Tak, wcale tego nie umiał…

„Ale kto przetrwa dzień Jego nadejścia i kto się ostoi, gdy się ukaże? Albowiem On jest jak ogień złotnika i jak ług farbiarzy. Usiądzie więc, jakby miał przetapiać i oczyszczać srebro, i oczyści synów Lewiego, i przecedzi ich jak złoto i srebro…”