O polityce, społeczeństwie i gospodarce...

O polityce, społeczeństwie, gospodarce i ludzkiej duszy...

"Wśród ludzi rozpowszechnił się głupi zwyczaj mówienia o ortodoksji jako o czymś ciężkim, nudnym i bezpiecznym. A przecież nigdy nie istniało nic bardziej niebezpiecznego i podniecającego niż ortodoksja" G. K. Chesterton

środa, 23 lutego 2011

"Nowy człowiek" jutra

Pojawiły się zarzuty, że poglądy, które reprezentuje mój wpis z 21 lutego są rewolucyjne, tudzież oparte jedynie na moim skromnym doświadczeniu życiowym. (http://okiemgenerala.blogspot.com/2011/02/czy-one-to-wiedza.html) Niektórzy sugerują też jakoby były niezgodne z nauką Kościoła, a może nawet z teologią! Już spieszę z odpowiedzią: moje poglądy nie są rewolucyjne, są konserwatywne i są jak najbardziej zgodne z nauką Kościoła! Poniżej dwa teksty dowodowe.

Najpierw fragment tekstu Aleksandry Kołłątaj (1920 r.), dosłownie rewolucyjnego, pod znamiennym tytułem "Rodzina w ustroju robotniczym":

"Łatwość, z jaką można otrzymywać rozwody, jest źródłem nadziei dla tych kobiet, które czują się nieszczęśliwymi w życiu małżeńskim; przestrasza ona jednak inne kobiety, w szczególności zaś te, które przywykły uważać męża, jako „opiekuna”, jako jedyną podporę w życiu i te, które jeszcze nie zrozumiały, że kobieta powinna przyzwyczaić się do szukania i znalezienia tej podpory gdzie indziej, już nie w osobie męża, lecz w społeczeństwie, w państwie." (sic!)

Ten tekst jest o tyle ciekawy, że bardzo dokładnie opisuje problem:

"Dawniej działo się zupełnie inaczej: matka, będąc panią gospodarstwa, zawsze była w domu zajmując się obowiązkami domowymi i dziećmi, których nie przestawała pilnować swym bacznym okiem.
Dzisiaj zaś, od wczesnego poranku, aż dopóki fabryczny gwizdek nie zagwiżdże, śpieszy się robotnica do
pracy i znów, gdy wieczór nadchodzi, na odgłos gwizdka, spieszy do domu, by przyszykować zupę dla
rodziny i zrobić to co najpotrzebniejsze, ażeby nazajutrz, po kilku zaledwie godzinach snu, na nowo
rozpocząć swoją uciążliwą robotę. Takie życie zamężnej robotnicy, to nie życie, to rzeczywiste ciężkie
więzienie, to katorga! Nie ma więc nic zadziwiającego w tym, że w takich warunkach życia węzły rodzinne
rozluźniają się i sama rodzina coraz to więcej rozpada się. Po trosze, lecz stale, wszystko to, co dawniej
czyniło rodzinę jedną całością, zanika wraz z jej trwałą podstawą. Rodzina przestaje być koniecznością dla
swych członków, jak również i dla państwa. Starodawne formy rodziny stają się jedynie przeszkodą.
Cóż to jest, co w czasach ubiegłych czyniło rodzinę tak silną? Nasamprzód ten fakt, że mąż i ojciec
utrzymywał rodzinę; następnie, że ognisko domowe było jednakowo potrzebnym dla wszystkich członków
rodziny i wreszcie, że dzieci były wychowywane przez rodziców. Cóż się z tego wszystkiego pozostało
dzisiaj? Mąż, jak już widzieliśmy, nie jest już więcej jedyną podporą rodziny; żona jego, pracująca poza
domem, stała się mu pod tym względem równą. Nauczyła się ona zarabiać na swoje życie, częstokroć
również na życie dzieci i nieraz męża. Pozostaje się więc tylko jedna funkcja dla rodziny do spełniania,
mianowicie: wychowywanie i utrzymywanie dzieci podczas ich młodocianych lat.
"

I dająca do myślenia konkluzja:

"
Lecz cóż zostanie się dla rodziny z chwilą, gdy wszystkie te prace indywidualnej gospodarki
znikną? Pozostają się dzieci. Lecz i tutaj społeczeństwo robotnicze pośpieszy z pomocą rodzinie, zastępując
sobą rodzinę; społeczeństwo stopniowo zajmie się wszystkim tym, co dawniej spoczywało na barkach
rodziców.
(...)
Dzięki staraniom komisariatu publicznego kształcenia i społecznego dobrobytu w sowieckiej Rosji, wielkie postępy są czynione i już wiele rzeczy zrobiono, by ułatwić rodzicom sprawę wychowywania i utrzymywania dzieci. Są domy dla niemowląt, instytucje pielęgniarskie, gdzie matki mogą pozostawić drobne dzieci na dzień cały, ochronki, kolonie i domy dla dzieci, szpitale i zdrowotne ustronia dla chorych dzieci, restauracje, bezpłatne pożywienie w szkołach, bezpłatne dostarczanie książek szkolnych, ciepłego ubrania i butów dla wychowanków zakładów szkolnych. Czy wszystko to nie wskazuje dostatecznie, że dziecko wychodzi poza granice rodziny i przechodzi spod opieki rodziców pod opiekę kolektywu?
(...)
Rodzina z przeszłości, drobna i ciasna, ze swymi sprzeczkami pomiędzy rodzicami, ze swym wyłącznym
interesowaniem się swymi dziećmi, nie zbuduje nam człowieka jutrzejszego społeczeństwa. Nasz „nowy
człowiek” w naszym nowym społeczeństwie, będzie zbudowany przez socjalistyczne organizacje, takie jak
miejsca zabawowe, ogrody, domy i wiele innych instytucji, w których dziecko spędzi większą część dnia
pod opieką wykwalifikowanych wychowawców i które stworzą środowisko, w którym dziecko będzie
mogło wyrosnąć na świadomego komunistę zdającego sobie sprawę z potrzeb solidarności, towarzyskości,
wzajemnej pomocy i przywiązania do życia kolektywnego.
"

http://skfm.dyktatura.info/download/kollontaj01.pdf

A oto fragment dokumentu Kościoła, Encyklika Divini Redemptoris (1937 r.):

‎"11. (...) W szczególności zaś komunizm sprzeciwia się istnieniu jakiejś specjalnej więzi kobiety z rodziną i domem. Głosząc zasadę emancypacji kobiety spod władzy męża, wyrywa ją z życia domowego i opieki nad dziećmi i rzuca, na równi z mężczyzną, w wir życia publicznego, zaprzęga ją do pracy w produkcji kolektywnej, a troskę o gospodarstwo domowe i potomstwo przerzuca na społeczność(9). Na koniec wydziera się rodzicom prawo wychowywania dzieci, przypisując je wyłącznie społeczności. Rodzice zatem, jeśli mogą wychowywać dzieci, to tylko w jej imieniu i z jej polecenia."

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pius_xi/encykliki/divini_redemptoris_19031937.html

Swoją drogą te wszystkie zapowiedzi realizują się na naszych oczach. Rządowi nie wystarcza obniżenie wieku nauczania do lat 5. Już słyszymy zapowiedzi obowiązkowej "nauki" przedszkolnej od lat 3! Rodzicowi już nie wolno też w Polsce decydować o tym, jakie metody wychowawcze i dyscyplinujące są dla jego dzieci odpowiednie. Ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie zakłada, że każdy rodzic jest potencjalnym agresorem w stosunku do dziecka, a jedyny ratunek przed tą agresją w pracownikach socjalnych."Czy wszystko to nie wskazuje dostatecznie, że dziecko wychodzi poza granice rodziny i przechodzi spod opieki rodziców pod opiekę kolektywu?"

Jaki sposób ma nasz premier na kryzys demograficzny? "Róbcie dzieci". Jasne! Kobiety, noście przez dziewięć miesięcy pod swoim sercem, a następnie z bólem i poświęceniem rodźcie dzieci po to by po urodzeniu oddać je państwu pod opiekę "kolektywu"! A później na blogach piszcie: "Swoją córeczkę widzę wieczorem max tylko przez godzinę (jak zdążę), do tego dochodzą wyjazdy służbowe prawie co tydzień na dwa/trzy dni.

Gryzie mnie oczywiście to, że moje dziecko większość dnia spędza z niania (kochaną panią ale jednak niania:) Martwi mnie to, jaki będzie to miało na nią wpływ. Bo to ja chcę ją uczyć, wychowywać i pokazywać świat.
Ale - nie chcę zrezygnować z pracy i zostać w domu. Potrzebuję własnego życia, nie jestem typem matki gotowej poświęcić wszystko dla dziecka."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz