W czasie sobotniego Forum Młodych Jacek Pulikowski, znany specjalista z zakresu poradnictwa rodzinnego, plastycznie zobrazował to, co czasem trudno przedstawić. Dlatego pozwolę sobie, te spostrzeżenia opisać. Sprawa dotyczy szczęścia.
Zgodnie z wykładem Pana Jacka szczęście nie jest czymś subiektywnym, zależnym od osobistych preferencji ale jest obiektywną prawdą. Łącząc szczęście z istotą ludzką, czyli tworząc pojęcie „szczęście człowieka”, mamy do czynienia z, jeszcze bardziej określoną prawdą. Człowiek może myśleć, że to co robi kieruje go w stronę szczęścia; więcej, może myśleć, że jest szczęśliwy, a jednocześnie nie doświadczać prawdziwego szczęścia.
Pulikowski posłużył się tutaj bardzo dobrym przykładem orlego pisklęcia chowanego wśród kur. Orzeł, który wychowa się z kurami, który nigdy nie wzbije się w powietrze i będzie dziobał ziarno, nie będzie szczęśliwym orłem. Ten orzeł nie będzie w stanie wyobrazić sobie innego życia, gdyż nigdy innego nie doświadczył, ale on szczęśliwy nie będzie…
Współcześnie jesteśmy często wychowywani w takim otoczeniu i w takiej atmosferze, że możemy nie znać tego co czyni nas prawdziwie szczęśliwymi. Słysząc o tym co może nas czynić szczęśliwymi możemy to odrzucać, gdyż ciężko nam uwierzyć w coś czego nie doświadczyliśmy. Temu orlęciu, chowanemu z kurami, też na pewno ciężko było by uwierzyć, że może wznieść się setki metrów nad ziemię i się nie zabić. Wygląda na to, że oddalenie się współczesnego człowieka od Boga, doprowadziło w istocie do oddalenia się człowieka od siebie samego. Dlatego musimy dziś często wkładać spory wysiłek w poszukiwanie prawdy by ją zacząć odkrywać.
O polityce, społeczeństwie i gospodarce...
O polityce, społeczeństwie, gospodarce i ludzkiej duszy...
"Wśród ludzi rozpowszechnił się głupi zwyczaj mówienia o ortodoksji jako o czymś ciężkim, nudnym i bezpiecznym. A przecież nigdy nie istniało nic bardziej niebezpiecznego i podniecającego niż ortodoksja" G. K. Chesterton
wtorek, 29 listopada 2011
czwartek, 24 listopada 2011
DOKTRYNA WARUNKOWEJ RADOŚCI
Postaram się teraz streścić i skomentować ciekawą doktrynę, sformułowaną przez Chestertona w „Ortodoksji”. Zauważa on, że większość bajek dla dzieci, zawiera pewną regułę, tłumaczącą jak w życiu można osiągnąć szczęście. Jest to ta bajkowa mądrość niczym z przypowieści, którą wychwycić nie łatwo ale dla dzieci jest ona dość oczywista.
"Ton bajkowej wypowiedzi zawsze jest podobny: „Możesz zamieszkać w pałacu ze złota i szmaragdów, jeśli nigdy nie powiesz słowa "krowa"”; albo: „Będziesz żył szczęśliwie z królewską córką, jeśli nigdy nie pozwolisz jej patrzeć na cebulę”."
Odrobinę wcześniej Chesterton nie może się pogodzić z tym, że naukowcy nie zachwycają się cudem Stworzenia. Starają się za wszelką cenę je „uziemić”, znormalizować, uzasadnić poprzez stworzenie „prawa”. Pisarz argumentuje, że to, że np. jabłoń co roku kwitnie, a później wydaje jabłka, jest cudem. I również to, że wiele jabłoni robi to w podobny sposób, co roku i w podobnych porach roku – jest cudem. A teraz wróćmy do bajek. W każdej bajce wg. Brytyjczyka, wielkie sprawy, ogromne szczęście przyprawiające o zawrót głowy, zależą od jednego drobnego czynu, zdarzenia, którego trzeba się wystrzegać. Przypatrzmy się Śpiącej Królewnie: „Będzie żyła długo i szczęśliwie jeśli nie dotknie wrzeciona”. Kopciuszek otrzymał karetę i sukienkę z krainy czarów ale musiał wrócić do domu przed północą.
"Zrozumiałem, że tak samo jest z ludzką radością (…); szczęście zależy od zaniechania czynu którego mógłbyś dokonać w każdej chwili. Na dodatek bardzo często nie jest jasne, dlaczego nie powinieneś tego robić."
Chesterton, podobnie jak i ja, nie widzi w tym żadnej niesprawiedliwości.
"Gdyby trzeci syn młynarza poprosił wróżkę: Wyjaśnij mi, dlaczego nie powinienem stawać na głowie w zaczarowanym pałacu”, miałaby ona prawo odpowiedzieć: „W takim razie ty wyjaśnij, skąd się wziął zaczarowany zamek”. Jeżeli Kopciuszek zapytałby: „Jakim cudem mam wyjść z balu o północy?”, jej matka chrzestna mogłaby odpowiedzieć: „A jakim cudem możesz na nim być do północy?”."
Dalej Chesterton zauważa, że żadne z wymagań, na które miałby przystać nie mogłoby być dziwniejsze niż sam fakt możliwości np. posiadania na własność skrawka ziemi, życia, oddychania, śmiania się itd...
"Wytrwanie przy jednej kobiecie to niewielka cena za możliwość ujrzenia kobiety w ogóle. Narzekanie, że wolno mi się tylko raz ożenić, przypominało według mnie narzekanie, że wolno mi się było tylko raz urodzić. Cała ta gadanina wydawała mi się zupełnie niewspółmierna do niezwykle ekscytującej sprawy, o jakiej mówiła."
„Człowiek jest głupcem, który narzeka, że nie może wejść do Edenu pięcioma bramami na raz”
Chesterton zauważa, że zwykły śpiew ptaków jest tak bajkowym cudem, że ludzie by go usłyszeć powinni pościć 40 dni i nocy! Nie mówiąc już o wiele istotniejszych sprawach takich jak życie wieczne, czy szczęście tu na ziemi. A okazuje się, że dla wielu z nas czekanie do ślubu po to by "ujrzeć" kobietę jest zbyt dużym wyzwaniem. Prawdziwa, wierna i ofiarna miłość jest czymś tak wielkim i wspaniałym, że doprawdy trudno oczekiwać by nie wymagała od nas kilku drobnych warunków do spełnienia.
Tak często patrzymy na zakazy moralne jako na coś co nas ogranicza, a przecież przestrzeganie ich prowadzi do nieskończonego szczęścia już tu, w życiu doczesnym. Czy ład moralny nie jest jakimś niesamowitym cudem? Czasem wracasz zmęczony i zdenerwowany do domu, próbujesz być miły dla innych ale bez zrozumienia, bo to, bo tamto... Twoje intencje odbierane są wręcz na opak. Czy ta wolność, która pozwala Ci mimo wszystko zareagować miłością i poświęceniem, która daje ci ogromną radość, nie jest cudem?
Polecam "Ortodoksję" Chestertona ;)
"Ton bajkowej wypowiedzi zawsze jest podobny: „Możesz zamieszkać w pałacu ze złota i szmaragdów, jeśli nigdy nie powiesz słowa "krowa"”; albo: „Będziesz żył szczęśliwie z królewską córką, jeśli nigdy nie pozwolisz jej patrzeć na cebulę”."
Odrobinę wcześniej Chesterton nie może się pogodzić z tym, że naukowcy nie zachwycają się cudem Stworzenia. Starają się za wszelką cenę je „uziemić”, znormalizować, uzasadnić poprzez stworzenie „prawa”. Pisarz argumentuje, że to, że np. jabłoń co roku kwitnie, a później wydaje jabłka, jest cudem. I również to, że wiele jabłoni robi to w podobny sposób, co roku i w podobnych porach roku – jest cudem. A teraz wróćmy do bajek. W każdej bajce wg. Brytyjczyka, wielkie sprawy, ogromne szczęście przyprawiające o zawrót głowy, zależą od jednego drobnego czynu, zdarzenia, którego trzeba się wystrzegać. Przypatrzmy się Śpiącej Królewnie: „Będzie żyła długo i szczęśliwie jeśli nie dotknie wrzeciona”. Kopciuszek otrzymał karetę i sukienkę z krainy czarów ale musiał wrócić do domu przed północą.
"Zrozumiałem, że tak samo jest z ludzką radością (…); szczęście zależy od zaniechania czynu którego mógłbyś dokonać w każdej chwili. Na dodatek bardzo często nie jest jasne, dlaczego nie powinieneś tego robić."
Chesterton, podobnie jak i ja, nie widzi w tym żadnej niesprawiedliwości.
"Gdyby trzeci syn młynarza poprosił wróżkę: Wyjaśnij mi, dlaczego nie powinienem stawać na głowie w zaczarowanym pałacu”, miałaby ona prawo odpowiedzieć: „W takim razie ty wyjaśnij, skąd się wziął zaczarowany zamek”. Jeżeli Kopciuszek zapytałby: „Jakim cudem mam wyjść z balu o północy?”, jej matka chrzestna mogłaby odpowiedzieć: „A jakim cudem możesz na nim być do północy?”."
Dalej Chesterton zauważa, że żadne z wymagań, na które miałby przystać nie mogłoby być dziwniejsze niż sam fakt możliwości np. posiadania na własność skrawka ziemi, życia, oddychania, śmiania się itd...
"Wytrwanie przy jednej kobiecie to niewielka cena za możliwość ujrzenia kobiety w ogóle. Narzekanie, że wolno mi się tylko raz ożenić, przypominało według mnie narzekanie, że wolno mi się było tylko raz urodzić. Cała ta gadanina wydawała mi się zupełnie niewspółmierna do niezwykle ekscytującej sprawy, o jakiej mówiła."
„Człowiek jest głupcem, który narzeka, że nie może wejść do Edenu pięcioma bramami na raz”
Chesterton zauważa, że zwykły śpiew ptaków jest tak bajkowym cudem, że ludzie by go usłyszeć powinni pościć 40 dni i nocy! Nie mówiąc już o wiele istotniejszych sprawach takich jak życie wieczne, czy szczęście tu na ziemi. A okazuje się, że dla wielu z nas czekanie do ślubu po to by "ujrzeć" kobietę jest zbyt dużym wyzwaniem. Prawdziwa, wierna i ofiarna miłość jest czymś tak wielkim i wspaniałym, że doprawdy trudno oczekiwać by nie wymagała od nas kilku drobnych warunków do spełnienia.
Tak często patrzymy na zakazy moralne jako na coś co nas ogranicza, a przecież przestrzeganie ich prowadzi do nieskończonego szczęścia już tu, w życiu doczesnym. Czy ład moralny nie jest jakimś niesamowitym cudem? Czasem wracasz zmęczony i zdenerwowany do domu, próbujesz być miły dla innych ale bez zrozumienia, bo to, bo tamto... Twoje intencje odbierane są wręcz na opak. Czy ta wolność, która pozwala Ci mimo wszystko zareagować miłością i poświęceniem, która daje ci ogromną radość, nie jest cudem?
Polecam "Ortodoksję" Chestertona ;)
Sos pomidorowy po generalsku
2 słodkie papryki
2 cebule
2 kartoniki przecieru pomidorowego po 500g
1 jajko
100 g żółtego sera
bazylia, sól, pieprz
łyżka oliwy
szklanka wrzącej wody
Cebule i papryki drobno posiekać, wrzucić na patelnię z rozgrzaną oliwą, posolić i popieprzyć, dusić pod przykryciem, aż zmiękną. Do garnka wlać wodę, dodać zawartość patelni, a następnie dodać przecier. Teraz wrzucamy dużo bazylii, trochę soli, można dodać też inne przyprawy. Gdy zacznie się gotować dorzucamy starty ser i jajko i intensywnie mieszamy aż zetnie się jajko. Podajemy z makaronem, pycha!
2 cebule
2 kartoniki przecieru pomidorowego po 500g
1 jajko
100 g żółtego sera
bazylia, sól, pieprz
łyżka oliwy
szklanka wrzącej wody
Cebule i papryki drobno posiekać, wrzucić na patelnię z rozgrzaną oliwą, posolić i popieprzyć, dusić pod przykryciem, aż zmiękną. Do garnka wlać wodę, dodać zawartość patelni, a następnie dodać przecier. Teraz wrzucamy dużo bazylii, trochę soli, można dodać też inne przyprawy. Gdy zacznie się gotować dorzucamy starty ser i jajko i intensywnie mieszamy aż zetnie się jajko. Podajemy z makaronem, pycha!
sobota, 19 listopada 2011
RODZINA KOLEBKĄ POWOŁAŃ I ŚWIĘTOŚCI
To wniosek, który rodzi się po przestudiowaniu życiorysu rodziny Ledóchowskich. Antoni Ledóchowski, rotmistrz huzarów wraz z małżonką Józefiną wychowali sześcioro dzieci, z czego czworo wybrało stan zakonny: Św. Urszula, bł. Maria, Ernestyna oraz Włodzimierz, przełożony generalny Towarzystwa Jezusowego. Co więcej kandydatem na ołtarze jest ich kolejne dziecko Ignacy, który był generałem dywizji w polskiej armii. Z pośród czwórki dzieci Ignacego, dwoje wybrało stan zakonny. Jego córka, zakonnica, mówiła o nim, że tak jak nigdy w swoim życiu nie opuścił pacierza, tak chyba nigdy nie skłamał. Te wspaniałe przykłady katolickich rodzin wcale nie są odosobnione, ani nie są jedynie polską specyfiką. Francuska rodzina Martin była miejscem wzrastania 5-ciorga późniejszych zakonnic.
W świadectwie życia tych rodzin odnajdujemy szczytową realizację powołania małżeńskiego, odpowiadającą na naukę Kościoła: „Nadto Bóg pragnie, by ludzie rozmnażali się, nie tylko w tym celu, by istnieli i zapełniali ziemię, lecz daleko więcej w tym celu, by byli czcicielami Boga, poznawali Go, miłowali i posiadaniem Jego na wieczne czasy cieszyli się w niebie.” (Encyklika „Casti Connubi”, Pius XI)
Pozwólcie, że teraz dokonam karkołomnego odwrócenia mojego toku myślenia.
Współcześnie powszechne jest przekonanie o kryzysie powołań, to samo tyczy się zresztą kryzysu rodziny. Chyba tutaj się zgodzimy, choć świadomość w tym zakresie jest różna, bardzo różnie definiujemy współczesny kryzys rodziny. Niektórzy rozpatrują go w kategoriach kryzysu ojcostwa bądź męstwa, kryzysu odpowiedzialności i dojrzałości. Inni problem dostrzegają w feminizacji społeczeństwa czy Kościoła (bo o tę konkretną społeczność mi chodzi), czyli wyparcie pierwiastka męskiego przez zbytnie skupienie się na jednym pierwiastku, pierwiastku żeńskim. Z kolei inni zauważą, poniekąd słusznie, że jedno z drugim się łączy. Mało kto widzi kryzys macierzyństwa mimo, że jest bardzo wyraźny i znamienny. Nieodpowiedzialność, niedojrzałość, niegotowość do podjęcia wyrzeczeń na rzecz drugiego człowieka, tak samo często dotyka współczesne kobiety, jak i współczesnych mężczyzn. Tak samo jak możemy mówić o wiecznych „Piotrusiach Panach”, możemy mówić o wiecznych „Pippi Langstrumpf”, mających jedno podstawowe oczekiwanie od życia – wiecznej zabawy. Chęć spróbowania jak największej ilości doświadczeń bez ponoszenia żadnych konsekwencji, żadnej odpowiedzialności. Oczywiście ku swojej zgubie, gdyż nie zostaliśmy stworzeni przez Boga do życia tylko dla siebie. Zazwyczaj wcześniej czy później zbłąkana dusza budzi się i odkrywa, że te wszystkie lata beztroski to lata stracone, a życie to gra z jednym „game over” bez możliwości powtórek.
Wracając do sedna, związek między kryzysem powołań, a kryzysem rodziny rysuje się mocniej. Widzimy też kryzys kapłaństwa jako wybranego już powołania. Narzekamy na księży, którzy nie są wierni Ewangelii, którzy poszli na kompromis ze „światem”, mimo że królestwo Chrystusa nie jest z tego świata. Jeśli pasterze są rozpierzchnięci to jakże zadbać o owce? Kryzys kapłaństwa rzutuje na cały Kościół. Jednakże kapłani nie spadają nam z nieba. Powołania kapłańskie i zakonne dojrzewają w konkretnych rodzinach. Póki nie uzdrowimy katolickich rodzin, póty nie możemy się spodziewać, że poprawi się ilość i jakość powołań.
Co możemy zrobić poza modlitwą by mieć więcej powołań kapłańskich i zakonnych? Co możemy zrobić by nasi duchowni byli wiernymi świadkami Chrystusa? Zakładajmy dobre, święte rodziny!
W świadectwie życia tych rodzin odnajdujemy szczytową realizację powołania małżeńskiego, odpowiadającą na naukę Kościoła: „Nadto Bóg pragnie, by ludzie rozmnażali się, nie tylko w tym celu, by istnieli i zapełniali ziemię, lecz daleko więcej w tym celu, by byli czcicielami Boga, poznawali Go, miłowali i posiadaniem Jego na wieczne czasy cieszyli się w niebie.” (Encyklika „Casti Connubi”, Pius XI)
Pozwólcie, że teraz dokonam karkołomnego odwrócenia mojego toku myślenia.
Współcześnie powszechne jest przekonanie o kryzysie powołań, to samo tyczy się zresztą kryzysu rodziny. Chyba tutaj się zgodzimy, choć świadomość w tym zakresie jest różna, bardzo różnie definiujemy współczesny kryzys rodziny. Niektórzy rozpatrują go w kategoriach kryzysu ojcostwa bądź męstwa, kryzysu odpowiedzialności i dojrzałości. Inni problem dostrzegają w feminizacji społeczeństwa czy Kościoła (bo o tę konkretną społeczność mi chodzi), czyli wyparcie pierwiastka męskiego przez zbytnie skupienie się na jednym pierwiastku, pierwiastku żeńskim. Z kolei inni zauważą, poniekąd słusznie, że jedno z drugim się łączy. Mało kto widzi kryzys macierzyństwa mimo, że jest bardzo wyraźny i znamienny. Nieodpowiedzialność, niedojrzałość, niegotowość do podjęcia wyrzeczeń na rzecz drugiego człowieka, tak samo często dotyka współczesne kobiety, jak i współczesnych mężczyzn. Tak samo jak możemy mówić o wiecznych „Piotrusiach Panach”, możemy mówić o wiecznych „Pippi Langstrumpf”, mających jedno podstawowe oczekiwanie od życia – wiecznej zabawy. Chęć spróbowania jak największej ilości doświadczeń bez ponoszenia żadnych konsekwencji, żadnej odpowiedzialności. Oczywiście ku swojej zgubie, gdyż nie zostaliśmy stworzeni przez Boga do życia tylko dla siebie. Zazwyczaj wcześniej czy później zbłąkana dusza budzi się i odkrywa, że te wszystkie lata beztroski to lata stracone, a życie to gra z jednym „game over” bez możliwości powtórek.
Wracając do sedna, związek między kryzysem powołań, a kryzysem rodziny rysuje się mocniej. Widzimy też kryzys kapłaństwa jako wybranego już powołania. Narzekamy na księży, którzy nie są wierni Ewangelii, którzy poszli na kompromis ze „światem”, mimo że królestwo Chrystusa nie jest z tego świata. Jeśli pasterze są rozpierzchnięci to jakże zadbać o owce? Kryzys kapłaństwa rzutuje na cały Kościół. Jednakże kapłani nie spadają nam z nieba. Powołania kapłańskie i zakonne dojrzewają w konkretnych rodzinach. Póki nie uzdrowimy katolickich rodzin, póty nie możemy się spodziewać, że poprawi się ilość i jakość powołań.
Co możemy zrobić poza modlitwą by mieć więcej powołań kapłańskich i zakonnych? Co możemy zrobić by nasi duchowni byli wiernymi świadkami Chrystusa? Zakładajmy dobre, święte rodziny!
Subskrybuj:
Posty (Atom)